poniedziałek, 5 marca 2007

Zwieszka...

No i mam zwieszkę... Zawsze tak mam po dużej euforii, nastawieniu się na coś fajnego, sporych nadziejach, dużej ilości pracy... Wtedy przychodzi takie zniechęcenie, zrezygnowanie, chęć odpuszczenia sobie wielu rzeczy i generalnie poddania się bez walki.

Nad powodami mojego zwieszenia nie będę się rozwodził, bo w sumie i po co? Interesuje to na dobrą sprawę tylko mnie i ew. parę osób, które i tak wiedzą o co chodzi i nie muszę tego dla nich tutaj pisać ;)

Natomiast o czym chciałem napisać... Mam bardzo prośbę (w sumie bardziej skierowaną do moich ziomków :P) - jeśli mielibyście jakieś książki o historii Ukrainy po 1992 r. i o stosunkach międzynarodowych współczesnej Ukrainy, albo znali jakieś dobre tytuły, to dajcie mi znać (napiszcie mi w komentarzu albo wyślijcie na priv'a) bo mam niejakiej trudności z dostaniem materiałów do pracy licencjackiej. Z góry wielkie dziękasy :D

A kolejne opowiadanie się jeszcze troszkę odwlecze w czasie z wyżej wymienionego powodu. Sorki...

czwartek, 1 marca 2007

Zadanie

- Cel za 500 metrów – poinformował głośnik

- Wszyscy gotowi? - zapytał mocno zbudowany mężczyzna w ciemno szarym, kevlarowym pancerzu pokrywającym całe ciało

- Tak jest! - jednym głosem odezwało się pozostałych ośmiu mężczyzn siedzących w dość ciasnym powietrznym transporterze.


Wszyscy byli ubrani w tak samo. Na głowach mieli hełmy z goglami i maskami tlenowymi. Na lewym ramieniu każdego z nich wyraźnie widoczne były rysunki karmazynowych, potężnych młotów.


- Cel za 200 metrów.

- Drużyna „Ghost” odetnie zewnętrzne systemy obronne jedynie na 60 sekund w momencie desantu. W tym czasie musimy przebić się do budynku ochrony i zlikwidować wszystkie cele. Potem przebijamy się do kompleksu głównego. - przypomniał dowódca. Właściwie było to coś na kształt tradycji, bo wszyscy i tak doskonale od dawna znali swoje zadania – Wszystko jasne?

- Tak jest.

- Cel za 50 metrów

- Przygotować się! - Automatyczne drzwi pojazdu rozsunęły się po chwili– Ruchy, ruchy, ruchy!!


Transporter unosił się niewysoko nad ogromnym ogrodem, otoczonym wysokim murem. Pilot ostrzeliwał karabinami maszynowymi podwieszonymi pod pojazdem cały teren. Żołnierze wyrzucili liny i błyskawicznie zsunęli się po nich na ziemię. Od razu doskoczyli do drzew, rzeźb i innych osłon. Poruszali się w nieludzko szybki sposób. Ochrona dopiero teraz otworzyła ogień. Pilot poderwał maszynę i odleciał.


- 45 sekund!


Wychylili się zza osłon i odpowiedzieli ogniem. Pociski rozrywające wydzierały kawałki drzew, zamieniały ogród w pobojowisko. Jeden z żołnierzy załadował wyrzutnię rakiet i wycelował w budynek ochrony. Pocisk pomknął z cichym sykiem w kierunku celu. W ułamku sekundy siła eksplozji wyrwała sporą część przedniej ściany i zabiła ochroniarzy.


Oddział ruszył błyskawicznie w kierunku zabudowań. „15 sekund!” Biegli bez wytchnienia. Nikt ich teraz nie ostrzeliwał. Ci przeciwnicy, którzy przeżyli cofnęli się najprawdopodobniej do głównego kompleksu.


Wpadli do dymiących się ruin, profilaktycznie ostrzeliwując wnętrze. Jako ostatni wbiegł żołnierz z ciężkim, ręcznym gutlingiem. W tym samym momencie aktywował się z powrotem system obronny. Seria z ciężkiego karabinu zamontowanego na murze prześlizgnęła się po budynku ochrony. Trafiła jednego z komandosów. Siła pocisków rzuciła go na ziemię.


- Zabrać! go – krzyknął dowódca – I odsuńcie się od dziury!


Żołnierze sprawnie wykonali rozkaz. Wszyscy przyczaili się pod przeciwległą ścianą.


- Co z nim?

- Pociski nie przebiły pancerza – odparł medyk – Jego szczęście, że w większości to były rykoszety. W przeciwnym razie nie miałby nogi. Ale i tak może być złamana, sądząc po wgięciu kevlaru.

- Zrób co się da, żeby Ghurk się jeszcze przydał. Reszta przygotować się do ataku!


Mały ładunek wybuchowy wyrwał drzwi ze ściany. Jednocześnie ktoś uruchomił hologram i w wejściu ukazała się realistyczna postać żołnierza w szarym pancerzu.


- Spokój. Albo mamy szczęście i nikogo nie ma, albo przejrzeli nasz plan.

- Wchodzimy! - dowódca rzucił krótką komendę


Komandosi sprawnie wbiegli do środka ubezpieczając się na wzajem. Pomieszczenie przecinały czerwone promienie celowników.


- Czysto.

- Podzielić się na dwie grupy. Sprawdzić piwnice i piętro.


Ruszyli do zadań. Do pomieszczenia wszedł medyk i utykający żołnierz.


- Złamanie zamknięte kości udowej lewej nogi. Podałem mu wiązania wapniowe i przeciwbóle. Na chwilę wystarczy...


W tym momencie rozległo się kilka krótkich serii z karabinu i zaległa cisza.


- Rodriguez, Pyro meldujcie.

- Spokój, kapitanie. Kilku ochroniarzy zabarykadowało się w pokoju na piętrze, ale już po kłopocie. Reszta piętra jest czysta – w słuchawce dowódcy rozległ się głos Rodrigueza.

- Piwnice też są czyste.

- Zrozumiałem. Pyro podłączaj plastik. Tylko migiem.

- Się robi wodzu.


Po chwili cały oddział zebrał się przy przejściu do głównego kompleksu.


- Mamy karty dostępowe ochrony. Z wejściem do pomieszczeń nie będzie problemu. W momencie kiedy znajdziemy się w głównym budynku, wysadzimy ten i podziemną stację zasilania. To powinno zlikwidować zabezpieczenia na dobre. Drużyna „Zeta” rozpocznie ostrzał budynku z przeciwnej strony. Miejmy nadzieję, że zaabsorbuje to choć trochę ochronę. Ubezpieczać nas będzie dodatkowo z sąsiedniej posesji nasz snajper. Cel znajduje się na trzecim piętrze. Ruszamy!


W korytarzu pozbawionym okien rozległ się tupot ciężko obutych nóg. Oddział przemieszczał się szybko i po chwili znalazł się w hallu dużej, nowocześnie urządzonej rezydencji.


- Z lewej czysto

- Z prawej tak samo

- Dobra, Pyro wysadzaj.


Rozległ się ogłuszający huk eksplozji. Cały budynek zatrząsł się w posadach, choć z pewnością był dobrze zbrojony. Dosłownie parę sekund później dało się słyszeć warkot karabinów na zewnątrz.


- Trzecie piętro! Ruchy, ruchy, ruchy!


Komandosi wbiegali po schodach, uważnie rozglądając się na wszystkie strony. Pierwsze piętro minęli bez problemu. Z drugim nie poszło już tak łatwo...


Schody się skończyły, a korytarz po kilku krokach skręcał pod kątem prostym. Jeden z żołnierzy wysunął za róg małą kamerę, która przesyłała obraz prosto do gogli.


- Tam coś jest... - zaczął, ale przerwała mu seria pocisków, wyrywająca spore kawałki ściany niedaleko jego głowy.

- Co to jest?

- Robot bojowy albo coś podobnych rozmiarów. Nie zdążyłem się przyjrzeć.

- Ta cholera blokuje schody na 3 piętro – warknął Rodriguez. Kolejna fala pocisków uderzyła o ścianę, przebijając ją prawie na wylot.

- Ja się tym zajmę, kapitanie – Ghurk przeładował broń.


Wyskoczył za róg w momencie, kiedy przeciwnik przestał strzelać. Rozległa się kanonada pocisków wylatujących z niesamowitą prędkością z obrotowej lufy gutlinga. Płomienie odbijały się w ciemnych goglach Ghurka. Siła broni była potworna, ale maszyna stojąca naprzeciw nawet się nie zachwiała.


- Na ziemię! – Ghurk skoczył za róg dokładnie w momencie, kiedy robot rozpoczął kolejny ostrzał.


Olbrzymi pocisk rozerwał ścianę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była głowa kapitana.


- Co robimy? - zapytał Ghurk zakładając nową taśmę z nabojami

- Powtórka z rozrywki ale z czymś gratis – odpowiedział spokojnie dowódca – Stone dodaj coś od siebie.


Znów, w momencie kiedy robot przestał strzelać, komandosi otworzyli do niego ogień z ciężkiej broni. Mało co przetrwało by taką siłę. Na szczęście tym razem nie było wyjątku. Pociski oderwały uzbrojone kończyny, a po chwili metalowe cielsko uderzyło o ziemię.


- Dobra robota. A teraz na górę! I zachować czujność!


Akcja dalej poszła już płynnie. Schody, kolejne piętro, zdjęcie ochroniarzy, przeszukanie pokoi. Cel był w sypialni. Gruby mężczyzna, w wieku 40 lat kulił się w kącie pokoju.


- Yokuni, bierz dysk z danymi. Rodriguez, Bolt stańcie przy drzwiach – rozkazał kapitan podchodząc do mężczyzny – Panie wiceprezydencie, mam rozkaz zabicia pana.

- Nie, nie! Błagam! - grubas płakał – Zapłacę wam... dam wszytko co zechcecie! Tylko proszę, nie zabijajcie mnie!


Huk strzału. Czerwona plama wykwitająca nagle na białej ścianie. Ciało mężczyzny osuwające się na podłogę


- Pieprzony boss narkotykowy – mruknął Ghurk – Jeszcze miał czelność błagać o życie.

- Dość tego biadolenia – dowódca odwrócił się w stronę wyjścia – Czas się zmywać...


Nagle gdzieś bardzo blisko rozległy się strzały z karabinu.


- Ktoś tu idzie! Mamy towarzystwo!

- Kurwa, skąd oni się tu wzięli – warknął kapitan – Falcon, Yokuni na balkon i linami na dach do transportera. Dysk jest najważniejszy. Reszta zablokować wejście i przygotować się na imprezę.


Po chwili wszyscy byli już na swoich miejscach. W momencie kiedy dwójka żołnierzy znikała za oknem, drzwi do sypialni eksplodowały. Tysiące drobnych drzazg odbiło się od szarych pancerzy. Napastników powitał w progu grad pocisków...

Chroniczny brak czasu...

Na samym początku chciałem przeprosić za dość długą przerwę. Nie była ona jednak wywołana moim lenistwem (a przynajmniej nie odegrało ono w tej sprawie aż tak dużej roli :P), a brakiem czasu. Niestety pisanie pracy licencjackiej zajmuje mi więcej czasu niż myślałem, a póki co to ona jest dla mnie priorytetem (choć wcale mi się to nie podoba :/). O jednym mogę w tym momencie zapewnić - takie przerwy w publikowaniu opowiadań będą regularne, a im bliżej czerwca, coraz częstsze. Niestety, jak to mówią - życie...

Koniec marudzenia. Dodam jeszcze parę słów o następnym opowiadaniu. Powstało ono grubo przed rokiem, właściwie z mojej ciekawości jak się sprawdzę w takim gatunku. Tak więc, nie ma ono jakiejś odkrywczej fabuły - to muszę przyznać od razu. Co jeszcze mogę dodać... Chyba, że jest to jedyne opowiadanie, które umieściłem w "klimatach" militarystyczno - futurystycznych. Moim zdaniem trochę mu brakuje, ale nie mam teraz czasu, żeby się nim zająć i poprawić. Może kiedyś...

A póki co zapraszam do lektury.