- Przepraszam bardzo – odezwał się Bóbr – Ale dokąd nas pan prowadzi?
- Słucham? – mężczyzna odwrócił się. Sprawiał wrażenie jakby się właśnie obudził – Możesz powtórzyć pytanie, zamyśliłem się.
- Gdzie nas pan prowadzi?
- To niespodzianka – mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo – Niedługo się dowiecie.
- Ja mam osobiście dosyć – powiedziałem – Nie mam ochoty iść dalej. Zwłaszcza po torach.
- Nie ma się czego obawiać. Wzdłuż używanych torów będziemy szli bardzo krótko – przewodnik wzruszył lekko ramionami – Poza tym, nikt cię tu nie trzyma. Możesz wracać do domu.
- Chyba tak zrobię...
- Proszę powiedzieć, gdzie idziemy – stanowczo powiedział Bisek – Iwona chciała nam coś pokazać. Bardzo jej na tym zależało. Jeśli teraz zdecydujemy, że nie idziemy dalej to będzie niezadowolona.
Mężczyzna popatrzył na nas uważnie. Miałem wrażenie, że zaraz zacznie na nas krzyczeć. Ale po chwili na jego ustach pojawił się lekki uśmiech. „Diabeł. Daję głowę, że wygląda jak diabeł – pomyślałem”.
- Dobra chłopaki. Wygraliście. Idziemy na starą, od dawna nie używaną odnogę torów. To już niedaleko. Tam ma na nas czekać Iwona.
- Skoro tak, to chodźmy – powiedział Bóbr, a mężczyzna odwrócił się już bez słowa i ruszył dalej przed siebie.
Rzeczywiście niezbyt długo szliśmy używanymi torami. Po kilku minutach skręciliśmy na nieużywane trakcje. Odnosiło się wrażenie, że zapomnieli o nich wszyscy oprócz złodziei metalu. Tu i ówdzie brakowało szyn. Na ziemi leżały wyłącznie, wciśnięte w nią, drewniane podkłady. Trawa urosła tu bardzo wysoko. Sięgała miejscami powyżej pasa. Gdyby nie odgłosy miasta i stojące na torach, albo i poza nimi, stare wagony, można by sądzić, że jesteśmy na jakimś zupełnym odludziu.
Zacząłem ulegać dziwnemu nastrojowi jaki panował w tym niesamowitym miejscu. Patrząc po twarzach moich przyjaciół doszedłem do wniosku, że czuli się tak samo. Naprawdę, ciężko było opisać atmosferę jaka tam panowała. Zdawaliśmy sobie sprawę, że miasto było oddalone prawie o przysłowiowy rzut beretem, ale... Ale jednocześnie czuliśmy się jak w zupełnie obcej krainie. Może było w tym trochę takiego postindustrialnego, post apokaliptycznego, ponurego nastroju. Coś jakby z Mad Max’a albo Fallouta... Tylko o wiele bardziej realnego i niepokojącego. Im dalej szliśmy tym bardziej czułem się niespokojny. Wydawało mi się, że zaraz stanie się coś złego. Ktoś albo coś na nas wyskoczy z zasadzki i zabije. Może jakiś zdeformowany wariat... albo jakaś bardziej niewysłowiona groza, jakby to napisał Lovecraft.
Tymczasem tory się kończyły. Wyszliśmy na teren, który, gdybyśmy byli w lesie, nazwałbym polaną. Takie właśnie przyszło mi do głowy pierwsze skojarzenie. Rosło tu samotne drzewo. Nie było zbyt wysokie, ale miało dużo, bardzo pokręconych gałęzi. I mimo, że było na nich pełno zielonych liści, sprawiało przygnębiające wrażenie. Za drzewem stało obok siebie kilka blaszanych ni to baraków ni garaży. Były stare, farba odpadała od nich wielkimi płatami, a jedyne co się ich trzymało to rdza. Wszystkie drzwi były zamknięte na kłódki. Nie, nie wszystkie. Jedne drzwi były lekko uchylone. Mężczyzna wskazał na nie palcem i powiedział, że tam właśnie idziemy. Tam miała na nas czekać Iwona. Ruszyliśmy powoli, bo trawa była tu jeszcze gęstsza. W trawie leżały kupy bezwładnie porozwalanych, starych ubrań. Przyznam, że byłem trochę zaskoczony ich widokiem. Spodziewałem się chyba jedynie jakiś metalowych odpadów. No cóż, życie wszak lubi zaskakiwać.
Pierwszy podszedłem do drzwi i zajrzałem do środka. Nie zauważyłem niczego szczególnego. Właściwie nie zauważyłem niczego, bo w środku było kompletnie ciemno. Spróbowałem otworzyć szerzej drzwi. Poddały się z lekkim oporem starego, zardzewiałego sprzętu i jazgotliwym skrzypieniem, które przyprawiało o ciarki na plecach i zgrzytanie zębów. Trochę słonecznego światła wpadło do pomieszczenia, odkrywając jego tajemnice. W środku było masę pajęczyn i pachniało czymś dziwnym... To był zapach wilgotnej piwnicy. Dziwne. Nie powinno go tu być. To pomieszczenie było blaszane, a już na pewno nie było pod ziemią. Poza tym „garaż” był zupełnie pusty.
- I gdzie jest Iwona? – zapytał Bisek, łypiąc groźnie na naszego przewodnika – Może pan to wyjaśnić?
- Po co nas pan tu sprowadził? – wtórował mu Bóbr – Tu nikogo nie ma.
- Poczekajcie – uprzedziłem odpowiedź mężczyzny – W kurzu na podłodze są odciśnięte jakieś ślady.
- Rzeczywiście – Bisek spojrzał uważniej do wnętrza pomieszczenia – Patrzcie tam jest jakiś otwór w podłodze.
- Najprawdopodobniej tam zeszła Iwona – powiedział mężczyzna – Widocznie nie mogła się nas doczekać.
- Iwona! Iwona! – krzyknąłem
- Nie ma po co zdzierać sobie gardła – pokręcił głową przewodnik – Tam pod ziemią nic nie słychać. Zejdźmy na dół.
- Zaraz, zaraz – zatrzymał się Bisek – Nie podoba mi się to coraz bardziej. Coś zaczyna mi tu śmierdzieć...
- Może to z tych podziemi? – mężczyzna przymrużył oczy
- Niech pan nie próbuje być dowcipny. Ostrożnego Pan Bóg strzeże, prawda? Niech pan tu poczeka, a my zobaczymy, czy Iwona rzeczywiście jest na dole.
Mężczyzna znów przymrużył oczy. Miał nieodgadniony wyraz twarzy. Byłem ciekaw o czym myśli... Roześmiał się.
- Oj dzieci, dzieci... Niech wam będzie. Poczekam tu na was i obiecuję, że będę grzeczny...
- Dotrzymam panu towarzystwa. Niezbyt mnie kręci łażenie po wilgotnych podziemiach – mrugnąłem niezauważalnie do przyjaciół
- Jak chcesz – na jego ustach pojawił się lekki uśmieszek – Ale nie musisz tak konifidenconalnie mrugać do kumpli.
Popatrzyłem na niego nieco zdziwiony, ale odpowiedział mi tylko ironicznym uśmiechem. Bisek i Bóbr zaczęli powoli schodzić pod ziemię. Odwróciłem się w stronę drzwi i zdałem sobie sprawę, że coś się zmieniło w otoczeniu. W pierwszej chwili nie wiedziałem co. Rozglądałem się uważnie i zmuszałem pozostałe mi przy życiu szare komórki do wzmożonego wysiłku. I w końcu odkryłem o co chodziło. Światło! Zmieniło się światło słońca. Nie było już jasne, takie jakie zalewa świat w środku pięknego, letniego dnia. To światło było dziwne – jakby mocno zżółknięte, w odcieniu bardzo zbliżonym do sepii... Przypominało mi światło podczas częściowego zaćmienia słońca. Ale skąd by miało teraz być zaćmienie? Nic o tym nie mówiono w mediach. A jeśli nie mówiono to znaczy, że go nie ma. Zaryzykowałem i spojrzałem na słońce. Było normalne. Dziwne... Może to coś w powietrzu, albo co...
Wróciłem do środka. Tajemniczy mężczyzna stał nad zejściem do podziemi. Światło jakoś dziwnie na niego padało. Miałem wrażenie, że twarz mu się wydłużyła, a oczy jakby zapadły. Był to zapewne efekt wywołany cieniami pod oczami. Przyznam, że nie był to przyjemny widok. Poczułem, jak ogarniał mnie jeszcze większy niepokój. Mężczyzna zauważył, że mu się przyglądam i podszedł do mnie. Gdy tylko wyszedł z cienia jego twarz nabrała z powrotem normalnego wyglądu. Uśmiechnął się lekko, ale nic nie powiedział. Wyjrzał na zewnątrz.
- Dziwne światło, nie uważasz?
- Rzeczywiście. Zastanawiałem się czym to jest spowodowane. To nie jest chyba naturalne?
- A powiedz mi co masz naturalnego w tych czasach? Wszystko to chemia, zanieczyszczenia i tak dalej.
- W sumie to racja – pokiwałem w zamyśleniu głową – Chciałbym mimo wszystko wiedzieć dokładnie, co powoduje to zjawisko...
- No cóż ja ci nie jestem w stanie udzielić odpowiedzi...
W tym momencie za naszymi plecami rozległy się jakieś hałasy. Ktoś bardzo szybko wychodził z podziemi. Ten ktoś krzyczał. Nie byłem jednak w stanie zrozumieć co, ponieważ mury tłumiły dźwięki, tworząc z nich niezrozumiały bełkot. W końcu usłyszałem dość wyraźnie: „Masay! Masay!”. Podbiegłem do otworu. Po chwili pojawiła się w nim głowa Biska, a zaraz za nim wspinał się Bóbr.
- Co się stało?!
- Kurwa, znaleźliśmy Iwonę. Leży w jednym z korytarzy. Jest zimna jak trup i chyba nim naprawdę jest – przekrzykiwali się na zmianę
- Co wy pieprzycie? – kręciłem z niedowierzaniem głową – Jak to martwa?
- Nie wiem kurwa jak, ale nie czułem pulsu. Krwi też nie było. Miała tylko jakieś dwie małe ranki na szyi – zabrzmiało mi to dziwnie znajomo i jakoś nierealnie. - Dzwoń na pogotowie, może uda się jeszcze coś zrobić.
Od razu chwyciłem za komórkę. Brak zasięgu. Kurwa! Wybiegłem przed garaż. Brak zasięgu. Żesz kurwa pierdolona!
- Chłopaki! Nie mam... – spojrzałem przed siebie i zapomniałem języka w gębie. – Chyba sobie kurwa jaja robicie...
- Masay, co się dzieje? – podbiegł do mnie Bóbr.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz