wtorek, 20 lutego 2007

Czy to się zdarzyło??, część 5

- Może mi powiesz czemu mnie śledzisz? – głos rozległ się tuż nad moją głową. A zabrzmiał tak zaskakująco, że aż usiadłem na ziemi. Nie byłem w stanie wydobyć z siebie głosu. – No? Czemu nic nie mówisz? Czekam na odpowiedz?

- Ja... pana... śledzę? Nie... – ciężko było mi pozbierać myśli

- Czyli znalazłeś się tu kompletnym przypadkiem? W celach, że tak to ujmę, krajobrazowo – poznawczych – ten szyderczy głos brzmiał dokładnie jak w moim śnie. Pokiwałem bezmyślnie głową – Daj spokój! Wiesz co spotyka tych co wścibiają nos w nie swoje sprawy?


Nie odpowiedziałem. Byłem jednak w jakiś dziwny sposób pewien, że mężczyzna wcale na odpowiedź nie liczył. Przez cały czas, kiedy skradałem się do baraku, on stał po jego niewidocznej dla mnie stronie. Sobie tylko mogłem mieć za złe, że w mojej krótkiej działalności wywiadowczej popełniłem tak beznadziejny błąd – mogłem najpierw obejść barak dookoła... Mężczyzna podszedł do mnie. Chwycił mnie za kołnierz kurtki i podniósł do góry bez większego wysiłku.


- Właź do środka – warknął. Poczułem, jakbym nagle się obudził i odzyskał władzę w całym ciele.


Zacząłem się szarpać. Próbowałem różnych sposobów, żeby uwolnić się ze stalowego uchwytu. Na gościu nic jednak nie robiło wrażenia. W pewnym momencie złapał mnie za nadgarstek i wykręcił gwałtownie rękę za plecy. Nagły ból sprawił, że zobaczyłem wszystkie konstelacje gwiazd i jestem pewien, że ponadto kilka jeszcze nie odkrytych. Prowadzony na dźwigni wszedłem posłusznie do baraku. Mężczyzna pchnął mnie z nieludzką siła. Zawadziłem o coś nogą i poleciałem bezwiednie do przodu. Upadłem na coś co mogło być materacem, bo było dość miękkie, choć cuchnęło okropnie. Usłyszałem trzask zamykanych drzwi. Wiedziałem, że mam ogromny problem – wdepnąłem w bardzo śmierdzące kaka. Poddźwignąłem się na kolana, rozcierając bolącą rękę. Mój wzrok padł na przedmiot, na który upadłem. W jednej sekundzie krew odpłynęła mi z twarzy, a serce praktycznie przestało pracować. Targnęły mną torsje ale nie byłem w stanie zwymiotować. Przede mną leżały zwłoki. Zwłoki jakiegoś faceta. Sina twarz zastygła w pośmiertnej, groteskowej masce. Szeroko otwarte oczy wyrażały przeraźliwy strach. Miał na sobie brudne ubranie, a na koszuli na wysokości klatki piersiowej prezentowała się ogromna ciemno – czerwona plama. Zacząłem wycofywać się tyłem na czworakach. Myśli galopowały w szalonym pędzie, strach dławił i wyciskał dech z piersi. Nagle poczułem jakąś przeszkodę. Odwróciłem głowę w nadziei, że to tylko ściana. Jak to mówią – „nadzieja matką głupich”. Nade mną stał mężczyzna, a jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć czy emocji. Wyglądała jak maska demona. Cienie kładły się na niej w upiorny sposób. Uniósł błyskawicznie rękę. Zauważyłem jakiś błysk. Zdążyłem tylko krótko krzyknąć...




...wyprostowałem się gwałtownie. Oddychałem szybko. Serce waliło mi tak jakby chciało wyrwać się z piersi. Coś spłynęło mi po twarzy. Odruchowo przetarłem twarz i popatrzyłem na dłoń. To tylko pot. Nagle zdałem sobie sprawę, że cały jestem mokry. Wilgotna była także pościel. Ukryłem twarz w dłoniach. Próbowałem się uspokoić. „A więc to był tylko pieprzony sen. Jebany w dupę koszmar. – przeklinałem w myślach – Kurwa mać! Ja pierdolę!”.


Po kilku minutach zszedłem z wyrka. Lekko chwiejnym krokiem poszedłem do łazienki, wszedłem pod prysznic. Czułem jak zimna woda spłukuje ze mnie pot i wspomnienie snu. Czułem się lepiej. Umyłem zęby. Rozległo się pukanie do łazienki.


- Wychodź – to była matka – Śniadanie jest już na stole.

- Zaraz – odpowiedziałem. Popatrzyłem jeszcze raz do lustra. Popatrzyła na mnie blada, zmęczona twarz. Pokręciłem głową i wyszedłem.


Śniadanie kompletnie mi nie smakowało. Jadłem je bardzo wolno.


- Źle dziś wyglądasz – matka usiadła naprzeciwko mnie – Źle się czujesz?

- Nie. Wszystko jest OK– „Kurde, wszystko jak w tym pieprzonym śnie” – pomyślałem przez moment.

- Boli cię coś? - usiadła na przeciwko mnie.

- Nic mnie nie boli. Powiedziałem ci już, że jest OK. Będziesz dopytywać tak długo aż usłyszysz, że coś mi jest – nie miałem sił, żeby być uprzejmym.

- Nie musisz być od razu opryskliwy – głos matki wszedł na tonację oznaczającą zbliżającą się awanturę, na którą nie miałem ochoty – Po prostu cię pytam, bo się martwię

- To miłe, ale nie ma potrzeby – próbowałem załagodzić sytuację póki była taka szansa – Czuję się dobrze tylko mam ciężki dzień.

- Dlaczego? – matka nie dała się zbić z tropu – To wszystko na pewno przez to, że do późna siedzisz przy komputerze. Obiecałeś, że nie będziesz zarywał nocy. A ty co robisz? I do tego oglądasz ciągle te głupie horrory. Później masz koszmary i budzisz się blady i zmęczony. Zacznij dbać o swoje zdrowie, póki nie jest za późno.

- Oj, mamuś, daj mi spokój.

- Co...

- Przepraszam, mam telefon – popatrzyłem na komórkę. Na ekranie wyświetlało się słowo: „Siwy”. „Czy to nie tak było we śnie? Dzwoni Siwy, wychodzę z domu, spotykam tego świra i ... – wzdrygnąłem się na samą myśl o tym.”

- Cześć, Masay. Co teraz robisz? Możesz wpaść na uczelnię? Jest trochę roboty.

- Wiesz co, nie wiem czy się wyrobię. Jestem trochę zajęty. Nie wiem kiedy będę wolny – zauważyłem, że matka patrzy na mnie ze zdziwieniem – Jak skończę to zadzwonię czy jestem jeszcze potrzebny. Może tak być?

- Acha. No dobra, ale postaraj się być. Spróbuję jeszcze ściągnąć Adama. To na razie.

- Hej.

- Co się stało, że nie chcesz iść na uczelnię – zapytała podejrzliwie matka

- Zrobię sobie chyba dzień wolnego – mruknąłem pod nosem – Może pomóc ci w czymś w domu? - matka o mało nie spadła z krzesła...


KONIEC

2 komentarze:

pkordys pisze...

Zakonczenie jest genitalne, strasznie mi sie podoba :D

Masay pisze...

o uper :P