sobota, 10 lutego 2007

Czy to się zdarzyło??, część 1

- Hej! – wyciągnąłem rękę do nadchodzących kumpli
- Cześć Masay – Bóbr wyszczerzył po swojemu zęby na powitanie
- Sam jesteś? – zapytał Bisek
- Póki co tak. W sumie to się trochę dziwię, że jeszcze Iwony nie ma.
- Co się martwisz – uśmiechnął się Bisek – Gdyby tu była, to była by też pierwszą punktualną kobietą.
- HA HA HA!! – roześmialiśmy się głośno z Bobrem – Co racja to racja.


Staliśmy na chodniku naprzeciwko kina Helios. Duże plakaty zapraszały na filmy „King Kong” i „Amityville”. Na parkingu przed kinem stało zaledwie kilka samochodów. Było wczesne popołudnie – kto o tej porze chodzi do kina? Dzień był słoneczny i ciepły. Po niebie płynęły jasne, niewielkie chmurki, pchane lekkim, przyjemnym wiaterkiem. Zbliżał się koniec wakacji. Już niedługo trzeba będzie wrócić na uczelnie i... dalej się obijać. Przynajmniej do sesji. Ale kto by się tym teraz przejmował – mamy jeszcze 2 tygodnie wolnego. A teraz czekaliśmy na znajomą, ucinając sobie miłą pogawędkę.


- Ech, kończą się wakacje – westchnąłem – Trochę szkoda

- Nom – skwitował Bóbr

- W sumie, to jeśli nie liczyć praktyk w radiu, to się strasznie obijałem – wspominałem

- A łażenie po Bieszczadach, a wypady na bilki, to co? – wyliczał Bisek

- No w sumie – pokiwałem głową – To aktywny wypoczynek. Obijanie się to siedzenie przed telewizorem albo granie na kompie. Albo spanie.

- Ej, nie! Z tym spaniem to już przesadziłeś – roześmiał się Bóbr – I zapomniałeś doliczyć do tego jedzenie.

- Tak, tak, Bobrze, znamy twoje nastawienie do posiłków – uśmiechnął się Bisek

- No, ale nie mówcie, że to nie jest strata czasu i energii, tak siedzieć, unosić tą rękę i opuszczać, ruszać szczęką...

- Tak, tak już nam o tym opowiadałeś i łączymy się z tobą w bólu...

- Dzięki.

- To kiedy jedziemy do Pragi – zmieniłem temat

- Się jeszcze ustali – odpowiedział Bóbr – Mam jeszcze kilka wyjazdów.

- A. Coś wspominałeś. Mimo wszystko rozejrzę się i sprawdzę, gdzie się można tanio przekimać i inne takie.

- OK.

- A tak właściwie to wiecie czemu Iwona chciała się z nami zobaczyć? To tak z innej beczki.

- Kto ją tam wie. Mówiła tylko, że chce nam pokazać coś co nam się na pewno spodoba – wzruszył ramionami Bóbr – Wiesz, że lubi być tajemnicza.

- Rozumiesz magia, okultyzm, spooky guys, te sprawy – przygrabiłem się udając jakiegoś potworka

- Jasne, jasne, tylko, że jest tak tajemnicza, że już ma godzinę opóźnienia. – Bisek popatrzył na zegarek.

- Nie chce mi się trochę tu stać. Może do niej zadzwonimy? Jeśli mam gdzieś tracić czas, to wolę to zrobić przy piwie w knajpie.

- Dobry pomysł – przytaknął mi Bóbr – To kto dzwoni?

- Mogę ja – zaofiarował się Bisek. – „Abonent czasowo niedostępny” - powiedział po chwili.

- Nosz jej mać – westchnąłem – Co ona znów kombinuje? Zadzwonię do niej do domu.

- Słucham – odezwał się kobiecy głos w słuchawce

- Dzień dobry. Daniel z tej strony. Czy mógłbym rozmawiać z Iwoną?

- Niestety nie. Wyszła ponad godzinę temu spotkać się z jakimiś znajomymi. Może coś przekazać jak wróci?

- Nie. Dziękuję bardzo. Do widzenia.

- Nie ma jej. – bardziej stwierdził niż zapytał Bóbr

- Ano nie ma. Podobno wyszła z domu, żeby się z kimś spotkać. Domyślam się, że z nami.

- Przecież mieszka całkiem niedaleko. Nawet jakby się bardzo starać to tak długo się tu nie idzie.

- Jej to powiedz.

- Może poszła coś jeszcze wcześniej załatwić i coś ją zatrzymało – snuł domysły Bóbr.

- Proponuję poczekać jeszcze na nią kwadrans, a jak się nie pojawi to olać całą sprawę i pójść na miasto. Co wy na to?

- Może być – przytaknęli Bóbr z Biskiem


15 minut już prawie minęło, a Iwony dalej nie było. Mieliśmy się już zbierać, kiedy podszedł do nas jakiś mężczyzna. Był dość wysoki, wyższy nawet od Bobra. Na oko miał około 50 lat. Ciemne włosy miał mocno poprzetykane na skroniach srebrnymi nitkami siwizny. Miał wysokie czoło, które jeszcze bardziej podkreślały duże zakola łysiny. Twarz miał pociągłą, szczupłą i dość mocno pokrytą zmarszczkami. Miał także charakterystyczne brwi. Przywodziły mi na myśl te Jack’a Nicholson’a, a nadające twarzy wyraz czystej złośliwości albo ukrytego zła. Wraz z wąskimi wargami, które układały się w lekki, ledwo dostrzegalny uśmiech, twarz mężczyzny zostawiła w pamięci niezatarty obraz i dozę pewnego rodzaju niepokoju. Ubrany był schludnie w czarne spodnie, czarne buty ze zwężającymi się noskami i golf tego samego koloru. Jednym słowem tolerował jeden kolor – tak jak i ja – czarny.


- Przepraszam was bardzo, że was zaczepiam – miał niski, zaskakująco ciepły głos. Idealnie pasowałby do wieczornych audycji w radiu – ale czy nie czekacie może na dziewczynę o imieniu Iwona?


Mogliśmy się spodziewać każdego pytania – o drogę dokądśtam, o papierosy, pieniądze, poglądy polityczne. Nie bylibyśmy zaskoczeni gdyby był Świadkiem Jehowy. Ale jego pytanie było tak zaskakujące, że na chwilę zapomnieliśmy języka w gębie.


- No w sumie tak – pierwszy odezwał się Bisek – A skąd pan wie?

- To bardzo proste – uśmiechnął się, a jego twarz nabrała jeszcze bardziej diabelskiego wyrazu – To ona powiedziała mi, że ktoś będzie tu na nią czekał.

- No i?

- Jesteście jednymi, którzy od dłuższego czasu stoją w tym miejscu. Iwona poprosiła mnie, żebym was do niej zabrał.

- A czemu sama nie mogła się pojawić? – zapytałem

- Zatrzymały ją pewne... sprawy. Nie mogę wam powiedzieć o co chodzi.

- Dlaczego?

- Bo mnie o to poprosiła. To ma być niespodzianka dla was. Wiecie chyba, jak lubi być tajemnicza.

- Tak, wiemy. – pokiwaliśmy głową. – No dobrze, to niech nas pan już do niej prowadzi.

- Wspaniale. Chodźcie za mną.


Ruszył przed siebie nawet nie oglądając się czy za nim idziemy. Milczeliśmy. Obecność tego mężczyzny w jakiś dziwny sposób onieśmielała nas. Żaden z nas nie miał pomysłu w jaki sposób rozpocząć rozmowę. W sumie nam to nawet nie przeszkadzało, więc nie szukaliśmy tematów na siłę.


Początkowo znajomy Iwony prowadził nas głównymi, dobrze nam znanymi ulicami. Obok stadionu żużlowego, kilku supermarketów, dużego pałacu, w którym obecnie mieścił się sąd. Następnie skierował swoje kroki do parku. Odniosłem wrażenie, że nasz przewodnik zwolnił krok. A już na pewno zaczął się bardziej rozglądać. Zastanawiałem się czy to może właśnie tu miał nas doprowadzić. Ale szybko doszedłem do wniosku, że raczej nie. Gdyby to chodziło o to miejsce, nie wysyłałaby nam przewodnika. I rzeczywiście – mężczyzna nie zatrzymując się opuścił park. Szliśmy dalej. Dotarliśmy do przejazdu kolejowego. Ku naszemu zdziwieniu zamiast przejść na drugą stronę, mężczyzna skręcił w lewo i ruszył wzdłuż torów. Popatrzyliśmy po sobie zaskoczeni i bardzo niepewni.

6 komentarzy:

bisek pisze...

zapowiada się bardzo ciekawie... i to nie tylko dlatego, że głównymi postaciami są Masay, Bóbr i Bisek:P

A swoja droga, muszę się kiedyś przejść tą trasą, którą nas prowadził tajemniczy jegomość:P

Masay pisze...

to proponuję przejść się nią kiedyś razem:D Zobaczysz gdzie zaczyna się iluzja...

bisek pisze...

to jak wrócę to się przejdziemy:D

pkordys pisze...

no a mnie dalej zastanawia czy ta Iwona ma jakis swoj pierwowzor w rzeczywistosci...

Masay pisze...

no a ja ci muszę znów udzielić tej samej odpowiedzi, że nie :D chyba, że zrobiłem to podświadomie, bo w sumie mieliśmy znajomą, która nawet by do tego pasowała...

Anonimowy pisze...

Hi