Był mroźny, zimowy wieczór. Słońce chowające się powoli za dalekimi wzgórzami, rzucało ostatnie promyki światła, oświetlając niewielki, kamienny most. Biały, czysty śnieg skrzył się na wdzięcznych kształtach kamiennych nimf. Na moście, w odległości dobrych 5 metrów od siebie, stały dwie postacie. Jedna z nich była człowiekiem, ubranym w czarny, jednolity, skórzany strój. Długie, kruczoczarne włosy opadały w nieładzie na dobrze zbudowane ramiona. Oczy mężczyzny zdradzały wielki niepokój, a być może nawet strach. Naprzeciwko człowieka stał elf; wysoki, szczupły, spokojny. Sprawiał wrażenie wspaniałej, kamiennej figury; nieruchomy, dostojny, majestatyczny. Chłodny wiatr rozwiewał jego srebrnobiałe włosy, związane wysoko w koński ogon. Smukła twarz nie wyrażała żadnych emocji. Jedynie szmaragdowe oczy przewiercały przeciwnika na wylot.
" - Jak ja się w to wpakowałem – nerwowo myślał Toskan – Wielki Malhorze, poprowadź moje ostrze."
Sięgnął lekko drżącą ręką do rękojeści miecza przypiętego u pasa.
- Kończmy to - powiedział człowiek unosząc broń na wysokość głowy.
- Jeśli chcesz, to możesz się jeszcze wycofać – elf mówił bardzo cichym głosem – Daję ci ostatnią szansę.
- Nie, nie zrobię tego. Duma wojownika mi na to nie pozwala – Toskan wziął głęboki oddech i zacisnął mocniej ręce na rękojeści – Jam jest Toskan Lathar, znany jako pogromca nieumarłych.
- Jestem Eithel Mituel, z mojej ręki zginął Barkh’ ukh’ ugl, herold samego Księcia Demonów, Bal’ eon’egh’a – elf chwycił miecza wiszący na plecach i wyciągną piękną, mieniącą się srebrem katanę. „A więc to jest Księżycowe Ostrze – przemknęło się Toskanowi przez myśl”. Elf staną w dość wąskiej pozycji, uginając lekko kolana i ustawiające ostrze miecza wzdłuż przedniej nogi.
Obydwaj zamarli w swoich pozycjach, a wraz z nimi całe otoczenie. Miało się wrażenie, że porusza się jedynie znikające za górami słońce.
" - Muszę zaatakować – pomyślał Toskan – Jeszcze chwila i zrobi się ciemno. Nie mogę pozwolić aby Mituel uzyskał kolejną przewagę nade mną."
Ruszył z impetem, szarżując z wysoko uniesionym mieczem. Elf pochylił się do przodu, wprawiając swoje ciało w piruet. Odległość malała w niesamowitym tempie. Nagle Eithel, w ułamku sekundy, zmienił kierunek wirowania, unikając zręcznie ciosu i jednocześnie uniósł miecz na wysokość korpusu. Rozległ się dźwięk rozcinanego ubrania i ciała...
Elf wyprostował się powoli za plecami przeciwnika. Toskan zatrzymał się w miejscu. Opuścił miecz.
- Wygrałeś - Toskan uśmiechnął się lekko. Z ust popłynęła mu strużka krwi – Skończ to co zacząłeś... Proszę... Zanim upadnę na kolana...
- Niech twój bóg się tobą zaopiekuje Tosaknie Latharze, pogromco nieumarłych – elf uniósł katanę. Błysnęła sebrzyście stal a powietrze jęknęło śpiewnie, rozcinane ostrzem miecza. W ciągu uderzenia serca było po wszystkim...
Na ośnieżony most trysnęła krew, a po chwili ciężko upadło bezgłowe ciało. Eithel oczyścił miecz śniegiem i ruszył w kierunku pobliskiego miasteczka.
1 komentarz:
plissssss.....
zamieść więcej i grubiej tego...
jak czytałem, to mi się scenario zaczął tworzyć... jeszcze tylko kamerę zanimować i ludków wymodelować:P
Dajesz radę Masajski wojowniku... i tak trzymać...
Prześlij komentarz