Ciemność zgęstniała. Nie było nic widać na odległość paru metrów. Azrak mocniej zacisnął dłoń na drewnianym stylisku potężnego topora. Drewno cicho zaskrzypiało. Drugą ręką przeczesał farbowany na czerwono, pomarańczowo i zielono czub. Splunął na ziemię zieloną flegmą. W mroku dało się wyczuć jakiś ruch. Szybki, ale ledwo słyszalny. Nic więcej się jednak nie stało. Krasnolud potrząsnął głową, a złote pierścienie, które spinały gęstą brodę w liczne warkocze zabrzęczały cicho obijając się o siebie. Azrak zaczął mamrotać pod nosem, tak jak to miał w swoim zwyczaju. Nie dało się rozpoznać, czy to litania do bogów, lista wulgarnych słów, czy po prostu specyficzne okazywanie radości. Zacisnął drugą dłoń na stylisku i lekko przykucnął szykując się do ataku.
Nagle coś błyskawicznie wyskoczyło z mroku, pędząc prosto na krasnoluda. Azrak w ułamku sekundy przestał szeptać i wyszczerzył zęby w szalonej parodii uśmiechu. Paskudna blizna po oparzeniu mocnej zdeformowała jego prawy policzek i nadała jego twarzy upiorny wyraz.
Krasnolud spiął się jeszcze bardziej i wyczekał do ostatniej chwili. W momencie, kiedy ledwie widoczna szponiasta łapa spadała by zadać mu cios, skoczył do przodu unosząc wysoko topór. Wydał z siebie dziki, bojowy okrzyk. O milimetry minął się z pazurami potwora i sam wyprowadził potężne uderzenie. Jego brązowo – złote oczy zapaliły się jakimś dziwnym, demonicznym blaskiem triumfu. Cios zmierzał prosto w kierunku głowy przeciwnika i bezsprzecznie przerąbałby ją na pół... Gdyby tylko na nią trafił. Ostrze topora napotkało próżnię i przecięło powietrze z głośnym świstem. Przez chwilę na twarzy Zabójcy Trolli zagościło ogromne zdumienie. Siła ciosu ściągnęła krasnoluda na ziemię. Upadł i poturlał się po ziemi.
Po chwili uniósł się ciężko na ręce. Z czoła ciekła mu krew. Potrząsnął głową jakby chciał pozbyć się resztek zamroczenia. Podniósł głowę i rozejrzał się dookoła. Topór leżał parę metrów od niego. Panowała cisza i spokój. Nie było widać nikogo. Krasnolud zerwał się dynamicznie i doskoczył do swojej broni. Chciał ją poderwać, ale w tym momencie zmaterializowała się szponiasta łapa przyciskająca ją do ziemi. Azrak wzrokiem pełnym wściekłości spojrzał w górę. Jego oczom ukazało się coś co przypominało kamienne gargulce siedzące na dachach wysokich domów. Nie miało jednak skrzydeł, było większe, a uśmiech pełen niebezpiecznie ostrych zębów i złośliwie spoglądające czarne oczy, sugerowały, jakąś nienaturalną inteligencję. Potwór był z pewnością bardziej niebezpieczny od swoich kamiennych krewnych.
Azrak napiął mięśnie, ale nie był wstanie wydrzeć topora spod łapy przeciwnika. Dało się słyszeć cichy, syczący śmiech. Krasnolud przymrużył oczy i błyskawicznym ruchem wyszarpnął z cholewy buta krótki nóż. Wbił go bezceremonialnie w kolano potwora. Rozległ się głośny, pełen bólu krzyk, a nacisk na topór zelżał. Azrak tylko na to czekał. Poderwał obiema rękami broń, obalając przeciwnika na ziemię. Błyskawicznie wyskoczył w górę i uniósł topór. Uderzenie! Ohydny zgrzyt. Wściekły, ociekający od szaleństwa ryk Zabójcy... Topór utkwił wbity w twardą ziemię, ale po przeciwniku nie było ani śladu.
- Tchórz!! Walcz ze mną psie, a nie chowaj się w cieniu jak robak! - krzyczał krasnolud rozglądając się jednak uważnie dookoła.
Nagle coś pojawiło się za plecami krasnoluda. Szponiasta łapa szybko i bezszelestnie zmierzała w ich kierunku. Zabójca musiał mieć niesamowicie wyczulone zmysły, bo, choć aż ciężko w to uwierzyć, nie dał się zaskoczyć. Okręcił się wokół własnej osi trzymając w jednej ręce dwuręczny topór. Ostrze zatoczyło szeroki łuk. Pazury potwora rozorały głęboko ramię Zabójcy, ale nie wytrąciły go z równowagi. Rozległ się ogłuszający wizg, a ciepła, czarna krew schlapała wszystko dookoła, nie wyłączając krasnoluda. Na ziemię upadło potworne cielsko rozpłatane na pół. Wiło się jeszcze przez chwilę we własnych wnętrznościach i powiększającej się szybko kałuży śmierdzącej posoki. Azrak podszedł do trupa i wyszarpnął nóż jego z nogi, a następnie ciężkim, podkutym butem stanął na pysku potwora.
- To by było na tyle – powiedział i splunął na nieruchome truchło.