To był zwykły bunkier. Znajdował się na jeszcze zwyklejszym podwórku. Trzeba przyznać, że w niczym nie przypominał ogromnych poniemieckich schronów, o których się słucha na lekcjach historii, ale bunkier to zawsze bunkier. Bez dwóch zdań. Ten podwórkowy, był raczej niepozorny, ot niewysoka, sześcienna, betonowa budka z daszkiem i metalowymi kratami w miejscu niewielkich, kwadratowych wejść. Jednej z tych krat nie było. Otwór prowadził do ciemnego, pionowego szybu...
Tuż obok stała grupka chłopaków: Czarny, Małpa, Gościu, El, Gruby i Lesio. Nawiasem mówiąc ekipa dość popularna na osiedlu, a już na pewno słynna ze swojej niemalże ułańskiej fantazji. Wszyscy mieli po 11 lat... Rozmawiali konspiracyjnym szeptem, rozglądając się uważnie przez cały czas.
- To co, wchodzimy? - Małpa zajrzał wgłąb mrocznego szybu.
- Ja bym nie wchodził – Lesio pokręcił głową – To wejście jest stare, może się coś rozwalić i po nas.
- Gadasz bzdury – Gościu wsunął głowę w otwór – Czego ty chcesz? Metalowe szczeble wmurowane w beton, nie ma się co rozwalić. Powiedz, że po prostu obleciał cię cykor.
- Mnie? – twarz Lesia przybrała lekko czerwony kolor, a oczy wyrażały chęć przywalenia komuś prosto w nos
- A do tego nie jest wysoko – Małpa poświecił latarką – Najwyżej 3 metry. Lajcik.
- Lajcik? Jaki lajcik?! Porąbało cię? - zacietrzewił się Lesio
- "Coty" to chodzą i się parzą – skwitował w swoim stylu Małpa – Nie ma co stękać. Złazimy, zanim nas ktoś tu przydybie.
- Zaraz – El zatrzymał kolegę – Ktoś z nas musi tu zostać na górze. Tak na wszelki wypadek.
- W sumie racja. Proponuję, żeby został Gruby.
- Czemu ja? - przymrużył lekko oczy
- Bo nie wiem czy się zmieścisz do otworu – Ouuuuu! - Gościu wylądował na ziemi trzymając się za żołądek i cicho pojękując
- Ja cię zaraz „nie zmieszczę”! - wrzasnął Gruby
- Cicho, matoły! - syknął Czarny – Bo się nam tu zaraz zwali na głowę Straż Podwórkowa z Koła Emerytek i tyle będzie z bunkra
- Dobra, sorki – mruknął Gruby
- Zostaniesz z Lesiem...
- Teraz ty zaczynasz!
- Zamknij się w końcu! Później zejdziecie wy.
- No dobra, idźcie już – Gruby rozejrzał się uważnie po podwórku. - Teren czysty. Złaźcie.
Najpierw w otworze zniknął Małpa, trzymając latarkę w zębach. Za nim weszła pozostała trójka. Szyb prowadził pionowo do bardzo wąskiego i niskiego korytarza. Było ciemno i wilgotno. Na podłodze leżało mnóstwo tektury i innych śmieci. Musieli schylić głowy, żeby móc iść dalej.
- Klaustrofobicznie – powiedział El, uwielbiający trudne słowa.
- Ciekawe skąd się wzięła tektura na podłodze – Małpa podrapał się po nosie
- Pewnie ludzie powrzucali – wzruszył ramionami Gościu – Taki dziki śmietnik, rozumiesz gościu?
(Trzeba by nadmienić, że żadnego z nich nie tknęło to, że tektura leżała równomiernie ułożona na ziemi...)
- Nie dotykajcie ścian – ostrzegł Małpa, a pozostali oderwali od nich dłonie – Patrzcie. Kable są na wierzchu.
- Rzeczywiście – przytaknął El – Nie wiadomo czy jest tu prąd. Wszędzie jest mokro i lepiej, żeby nas nie wykopało na zewnątrz.
Posuwali się powoli. Podłoga była bardzo nierówna, a nikt nie chciał na nią upaść. Uczucie, że ściany są coraz bliżej narastało. Po kilku metrach korytarz zakręcał w lewo i kończył metalowymi drzwiami. Były lekko uchylone.
- Ani drgnął – sapnął Małpa wycierając ręce w jasną koszulkę – Spróbuję zobaczyć co jest za nimi...
- No i co? Mów.
- Niewiele widać... To jakiś pokój... Stare łóżko, jakiś stół... Coś na nim leży... Nie widzę dokładnie... O, matko, to ludzka ręka!
- Ja chcę stąd wyjść – El dokonał strategicznego odwrotu
- Co ty opowiadasz gościu – Gościu nie dawał wiary.
- To masz popatrz, ja stąd wychodzę. Nie chcę, żeby i moja ręka się tam znalazła.
Zaczęło się przeciskanie w wąskim korytarzyku. Nikt już nie pamiętał o przewodach. Czarny i Gościu z lękiem musieli przyznać Małpie rację – na stole leżała ludzka ręka! Czym prędzej wrócili na powierzchnię.
- El mówił coś o ludzkiej ręce – Gruby wydawał się zafascynowany – Jest tam naprawdę?
- Idź i sam zobacz
- Chodź Lesiu, złazimy...
- Czy ja wiem... - chłopak miał jakąś niewyraźną minę
- Nie marudź tylko złaź...
Po kilkunastu minutach byli z powrotem. Na twarzy Grubego rysowało się rozczarowanie.
- Co wy sobie ze mnie wała robicie? Chce któryś w nos?
- O co ci chodzi? – zdziwił się Małpa
- Nie było tam żadnej ręki. Na stole nic nie leżało!
- Nie możliwe! Przecież widzieliśmy...
- Musiało się wam przywidzieć kurze móżdżki – prychnął Gruby
- A może tam są duchy... - słowa Ela sprawiły, że całe towarzystwo zamilkło wpatrując się w niego jakby sam był upiorem
- Kurczę, El, jak ty coś wymyślisz... Ha ha. Skąd by się tam miały wziąć duchy?
- To nie jest takie śmieszne. Moja babcia opowiadała, że te bunkry są połączone z piwnicami w blokach i kiedyś zabito w nich hitlerowców...
- Dlaczego akurat tutaj? - zdziwił się Czarny
- No bo jacyś się tu wdarli, a nasi, to znaczy Polacy się tu bronili.
- Ty, to może rzeczywiście ten bunkier jest nawiedzany przez polskie i niemieckie duchy, które ciągle ze sobą walczą i nie mogą zaznać spokoju – Gościu ekscytował się coraz bardziej – I ta ręka na stole to też była ducha, bo na przykład odstrzelili mu ją?
- Jak to odstrzelili? - zdziwił się Gruby – Duchowi?
- Jakiemu duchowi? Za życia ją stracił!Myśl trochę, grubasie... Ouuuu!!
- Uważaj co mówisz – warknął Gruby
- Ja tam w historie o duchach nie wierzę – Czarny sceptycznie pokręcił głową
- Ty się śmiej, ale takie rzeczy zdarzają się naprawdę. Nie miałeś wrażenia, że jak byliśmy na dole to ktoś nas cały czas obserwował?
- W sumie może coś jest w tym co mówisz – Czarny zastanowił się
- El ma rację – gorliwie przytaknął Lesio – Czułem się dziwnie nieswojo na dole.
- Ja też – przyznał Małpa
- No co wy? - zaśmiał się Gruby – Chcecie nas wkręcić? Ale nie uda wam się.
- Wyobraź sobie, że jak byłeś na dole to wpatrywały się w ciebie niewidzialne, martwe oczy hitlerowców, którzy nienawidzili Polaków – poważnym tonem powiedział Gościu
- Daj już spokój – mruknął Gruby – To na mnie nie działa. Nie wierzę w duchy.
- Jak chcesz – Gościu wzruszył ramionami
- Wiecie co mam pomysł – oczy Małpy błyszczały – Proponuję, żebyśmy zeszli do bunkru jeszcze raz i poszukali jakiś śladów walk, duchów albo czegoś jeszcze innego.
- Dobra, ale trzeba przynieść jakiś pręt, żeby otworzyć drzwi do pkoju.
- Nie mówicie poważnie? – Lesio zrobił zdziwione oczy
- Mówimy – odpowiedzieli mu razem
- Ten pręt się załatwi – skinął głową Gościu – To do zobaczenia wieczorem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz