Harry obudził się o 5.00 rano z uczuciem, że jeśli chodzi o niego to noc już się skończyła i nie będzie więcej spał. Wiedział też jednocześnie, że powinien jednak nabrać jak najwięcej sił i być jak najbardziej wypoczętym. Czekał go ciężki dzień. Ale za to jak ważny. Harry był pewien, że najważniejszy w jego niemal trzydziestoletnim życiu. Leżał więc na łóżku z zamkniętymi oczami i starał się przywołać sen. Ten jednak zniknął bezpowrotnie. Nie został po nim nawet ślad. "Zabawne - pomyślał - Po raz pierwszy nie pamiętam snu... Zawsze śnił mi się dzisiejszy dzień i wszystko pamiętałem. A teraz jest inaczej.Ciekawe dlaczego...".
Harry nie należał jednak do osób, które lubią zaprzątać sobie głowę takimi błahostkami. Porzucił więc je szybko, przebiegł myślami po planie wydarzeń na najbliższą dobę, a następnie odrzucił gwałtownie kołdrę i wstał z łóżka. Drewniane deski podłogi zaskrzypiały cicho po ciężarem jego ciała. W pokoju było jeszcze dość ciemno. Jedyne okno było zasunięte grubą zasłoną. Harry podszedł do niego i spojrzał na miasto powoli budzące się ze snu. Nieliczne jeszcze samochody sunęły brudnymi ulicami wioząc ludzi do pracy. Daleko na horyzoncie, o ile można tak nazwać krzywą linię wyznaczoną przez szare bryły wieżowców, różowiło się niebo. Słońce wstawało powoli, szykując się do swojej codziennej, mozolnej wędrówki. Po chwili pierwsze promienie oświetliły sylwetkę Harry'ego, podkreślając mięśnie; wpadły do pokoiku, eksponując jego brzydotę.
Mieszkanie było naprawdę obskurne i ciasne. Niski sufit, brudne ściany, podłoga zarzucona ubraniami, wszechobecne śmieci. Z sufitu zwisała goła żarówka zastępująca lampę. Pokój stanowił jednocześnie kuchnię, sypialnię i pokój gościnny. A właściwie to mógłby go stanowić, gdyby ktokolwiek odwiedzał Harry'ego. On sam nie dbał o to jak wygląda mieszkanie. Prawdę powiedziawszy to nie dbał praktycznie o nic. Pochłonięty był jedną myślą - przygotowaniami do dnia, który w końcu nastał. To była jego obsesja, całe jego życie.
Skierował się do łazienki, która wyglądała równie żałośnie co reszta mieszkania. Ciemne, słabo oświetlone pomieszczenie, obite płytki, ściany pokryte grzybem i pleśnią, a krany kamieniem. Normalny człowiek nie byłby w stanie uwierzyć, że można mieszkać w takich warunkach.
Było jednak w mieszkaniu miejsce odróżniające się od całej reszty. W kącie pokoju stał niewielki stolik. Na ścianie wisiała niebieska tkanina, ukrywająca brzydotę murów. W pobliżu na ziemi i na stoliku stało kilka kwiatków w doniczkach i wazonach, paliły się świeczki i kadzidełka. Na honorowym miejscu stało czarno - białe zdjęcie, oprawione w zgrabną, drewnianą ramkę. Przedstawiało lekko uśmiechającą się, młodą kobietę. Bez wątpienia każdy uznałby ją za piękną. Ubrana była w prostą, ciemną, sięgającą kolan sukienkę. Miała długie, jasne włosy delikatnie opadające na odsłonięte ramiona. Duże oczy pełne były radości i wesołości. Patrząc na nie było się niemal pewnym, że dziewczyna ma bardzo figlarną naturę. Całość uzupełniał uśmiech. Cudowny to chyba idealne określenie. Pełne usta, które każdy mężczyzna chciałby choć raz pocałować, były delikatnie rozchylone i ukazywały białe jak perły zęby.
Harry klęknął przed zdjęciem jakby chciał się pomodlić. Zamknął oczy i trwał w milczeniu dłuższą chwilę. Uważny obserwator zauważyłby jednak, że pod powiekami gromadziły się łzy.
- Susan - ledwo dosłyszalnie wyszeptał - Dlaczego cię już nie ma... Boże, dlaczego musiałem zostać sam? Dlaczego mi to zrobiłeś?! Ale wszystko się zmieni - wydawało się, że prowadzi dialog sam ze sobą - Dzisiaj wszystko się zmieni. Już na zawsze będziemy razem, najdroższa - dodał z wyraźną radością w głosie - Wydałem wszystkie pieniądze, jakie mi jeszcze zostały na przygotowania do dzisiejszego dnia. Mieszkam jak kundel w tej norze, ale nie narzekam. Wezmę odwet za wszystko i dołączę do ciebie i już wszystko będzie dobrze. - spod przymkniętych powiek wymknęła się pierwsza łza, a za nią kolejne. Zanurzył się w przyjemne rozmyślania i wspomnienia. Oczami duszy widział siebie kupującego ogromny bukiet kwiatów dla Niej. Krwiście czerwonych róż - Susuan takie najbardziej lubiła.
Widział ją wysiadającą z eleganckiego samochodu, w szykownej ale prostej, czarnej sukni. Włosy upięła wysoko, odsłaniając zgrabną szyję. Harry'emu aż dreszcz przebiegł po plecach na samą myśl o tym.
I kolejna scena... Susan biegła przez ulicę. Padał deszcz a ona nie miała parasola. Była strasznie zmoknięta. Wbiegła na klatkę schodową a Harry otworzył jej drzwi. Podziękowała mu, uśmiechnęła się, a dla niego cały świat przestał istnieć. Mokre, pozlepiane w strąki włosy i rozmyty makijaż w ogóle nie odbierały jej urody.
Zapewne jeszcze długo oddawałby się rozmyślaniom gdyby nie nagłe pukanie do drzwi, które brutalnie sprowadziło go do rzeczywistości...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz