Ech... Z dnia na dzień jestem coraz (oczywiście relatywnie ;D) wcześniej w domu. Słabi ci Niemcy jeśli o 1.00 zbierają się do domu :/ Liczyłem na coś więcej... Ale cóż, trzeba i w tym szukać pozytywnych stron - mogę się wyspać, albo posiedzieć na necie :D Ach te słodkie nałogi - Bobry i Biski coś o tym wiedzą... :P
Wczoraj spotkała mnie, a właściwie nas dość niemiła przygoda. Nie wpuścili nas do knajpy - mnie bo miałem na sobie spodnie moro (sic!) a kilku Niemców, bo byli zbyt punkowi... Ech, powiedzcie mi co to za knajpa co wyrzuca spokojnych ludzi (możecie nie wierzyć, ale tacy byliśmy ;) ), pozbawia się sporego (bo zagranicznego) kapitału i jeszcze robi sobie złą reklamę (nie tylko wśród nas ale i wśród Niemców) Do wybitnie niesympatycznego barmana pasowało określenie Maxa (jednego z "punk-niemców") - cytuję: "faschisten świnia" Tak, tak coś się jednak po polsku nauczył mówić... Ale ostatecznie wylądowaliśmy w starej, dobrej i jakże przeze mnie lubianej knajpie o wdzięcznej nazwie: "Underground". Niemcom też przypadła do gustu.
Dziś obyło się bez ekscesów i problemów. Poszliśmy do "Jameson Pub", gdzie jak zauważył Bisek (patrz komentarze) bardzo lubią wszystkich obcokrajowców, a zwłaszcza niemców z wymiany :D Wypiliśmy parę piwek, pośmialiśmy się, pogadaliśmy, pograliśmy w darty. Standard. Ku naszemu zdziwieniu koło 1.00 ekipa zaczęła się zbierać do wyjścia!! Co mieliśmy robić? Przecież nie będziemy sami z Siwym siedzieć w knajpie (zwłaszcza, że dziś powiedział, że już więcej nie pije!) Co chwila to jakieś zaskoczenie...
Czas kończyć. Spróbuję się coś przespać. Rano mamy jakieś wspólne zajęcia...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz