środa, 17 stycznia 2007

Wizyta w Przemyślu...

Jakąś godzinę temu wróciliśmy z Przemyśla. Nie powiem, żebym nie czuł się wycieńczony i paskudnie zmęczony. Organizm powoli odmawia mi posłuszeństwa (warto zaznaczyć, że głównie z niewyspania, a nie z przepicia :P) Ostatniej nocy po imprezie spałem bardzo krótko a na dworcu kolejowym musiałem być już przed 10.00, a ostatecznie położyłem się spać koło 4.00 "/
Okazało się, że z Niemcami pojadę tylko ja i Adam. Krzysiu zdecydował się iść na zajęcia, a Kuba smacznie spał w domku. Co więcej okazało się, że nie ma dla nas biletów a jakoś średnio uśmiechało się nam fundować sobie przejazd. Z drugiej strony skoro już wstaliśmy to jeszcze głupiej byłoby po prostu wrócić do domu. Jakimś sympatycznym zrządzeniem losu (bo nie wierzę aż tak w swoje zdolności negocjacyjne...) Hans (jeden z opiekunów grupy niemieckiej) postanowił zafundować nam bilet. Jak się później okazało także w drodze powrotnej.

W samym Przemyślu było całkiem fajnie. Przede wszystkim to bardzo ładne miasto. Pełno w nim starych kamieniczek, kościołów, wąskich, klimatycznych i krętych uliczek, resztek fortyfikacji etc. Przemyśl byłby jeszcze piękniejszy gdyby odnowiono wszystkie budynki. Póki co stoją odrapane, brudne i dotknięte mocno "zębem czasu". A szkoda... Żałuję też, że nie zabrałem ze sobą aparatu "/
Poza zwiedzaniem mieliśmy trochę wolnego czasu, który spędziliśmy na obiedzie, a następnie na poszukiwaniach "zielonego rynku", ponieważ Niemcy chcieli kupić fajki... Co się zaś tyczy obiadu... Wylądowaliśmy z Adamem w Restauracji "Wyrwigorsz" (o ile nie przekręciłem nazwy:P). Mam mieszane uczucia co do tego miejsca - jedzenie bardzo dobre, choć porcje niezbyt pokaźne ale z drugiej strony pierwszy raz spotkałem się w restauracji z czymś takim, że trzeba samemu pofatygować się i złożyć zamówienie (choć kelnerka była) a po drugie nawet przy małej ilości osób w lokalu na jedzenie czekało się baaardzo długo.
Z kolei jeśli kiedykolwiek znajdziecie się w Przemyślu ze swoją "połówką" (i nie mam tu namyśli 0,5 l.) to zaglądnijcie do knajpki "Absynt" (miła nazwa prawda :D), która znajduje się zaraz obok Rynku. Jest naprawdę sympatyczna choć spodziewałem się czegoś, hmm, bardziej dekadenckiego... A lokal jest jasny, przytulny, jest kominek, obrazy na ścianach, wygodne sofy i leci muzyka spokojna, romantyczna (np. Frank Sinatra). Jednym słowem idealna knajpka, żeby odwiedzić ją z "połówką" i miło spędzić czas.

Potem przyszedł czas na powrót na dworzec. Tutaj Adam się niesamowicie popisał :D Pobiegł w poszukiwaniu toalety i omal nie spóźnił się na pociąg. Wpadł na peron niemal w ostatniej chwili. To tylko on potrafi - jednak bez niego było by smutno :D
W pociągu, próbowaliśmy się kimnąć (wszyscy właściwie polegli) ale jakoś sen nie chciał przyjść. Pogadaliśmy sobie zatem z Adamem na różne tematy (od stanów depresyjnych poprzez kobiety skończywszy na niepamiętam czym :P)

Kurczę sporo czasu zajęło mi napisanie tego posta, ale tak to już jest jak się w tym samym czasie prowadzi się zajmujące dyskusje z trzema osobami na gg, czyta maile, sprawdza co się stało na świecie itd. Pewnie niedługo uderzę w spanie - trzeba nabrać sił bo jutro rano czekają mnie kolejne zajęcia z Niemcami na uczelni a wieczorem wielka, pożegnalna impreza. A zapowiada się nieźle - jak to Joel powiedział: "We will drink off our asses!"

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ehh było bardzo sympatycznie, miasto jest przepiękne lecz pogrążone w "ruinie". A jeśli chodzi o pociąg to spokojnie bym zdążył ;p z minute zapasu miałem ;)

Masay pisze...

ta akurat... Jedyne co miałeś to zadyszkę i serce na ramieniu :D

Anonimowy pisze...

Bo mam astme :] wiedziałem, że pociąg nieodjedzie, dopóki mnie w nim nie bedzie ;)

Anonimowy pisze...

W Przemyślu jest bardzo fajna kawiarnia. Przed mostem po prawej stronie przy skrzyżowaniu (niedaleko jest stacja benzynowa). Czy to w miarę dobre wytłumaczenie lokalizacji? Mają tam fajne ciastka :]
Ps. Może kiedyś (niewiem kiedy to kiedyś może nastąpić) uda nam się tam zasiąść i opalić jakąś fajeczkę?
Pozdr, Wunsch