niedziela, 28 stycznia 2007

Z przygód Azraka


Ciemność zgęstniała. Nie było nic widać na odległość paru metrów. Azrak mocniej zacisnął dłoń na drewnianym stylisku potężnego topora. Drewno cicho zaskrzypiało. Drugą ręką przeczesał farbowany na czerwono, pomarańczowo i zielono czub. Splunął na ziemię zieloną flegmą. W mroku dało się wyczuć jakiś ruch. Szybki, ale ledwo słyszalny. Nic więcej się jednak nie stało. Krasnolud potrząsnął głową, a złote pierścienie, które spinały gęstą brodę w liczne warkocze zabrzęczały cicho obijając się o siebie. Azrak zaczął mamrotać pod nosem, tak jak to miał w swoim zwyczaju. Nie dało się rozpoznać, czy to litania do bogów, lista wulgarnych słów, czy po prostu specyficzne okazywanie radości. Zacisnął drugą dłoń na stylisku i lekko przykucnął szykując się do ataku.


Nagle coś błyskawicznie wyskoczyło z mroku, pędząc prosto na krasnoluda. Azrak w ułamku sekundy przestał szeptać i wyszczerzył zęby w szalonej parodii uśmiechu. Paskudna blizna po oparzeniu mocnej zdeformowała jego prawy policzek i nadała jego twarzy upiorny wyraz.


Krasnolud spiął się jeszcze bardziej i wyczekał do ostatniej chwili. W momencie, kiedy ledwie widoczna szponiasta łapa spadała by zadać mu cios, skoczył do przodu unosząc wysoko topór. Wydał z siebie dziki, bojowy okrzyk. O milimetry minął się z pazurami potwora i sam wyprowadził potężne uderzenie. Jego brązowo – złote oczy zapaliły się jakimś dziwnym, demonicznym blaskiem triumfu. Cios zmierzał prosto w kierunku głowy przeciwnika i bezsprzecznie przerąbałby ją na pół... Gdyby tylko na nią trafił. Ostrze topora napotkało próżnię i przecięło powietrze z głośnym świstem. Przez chwilę na twarzy Zabójcy Trolli zagościło ogromne zdumienie. Siła ciosu ściągnęła krasnoluda na ziemię. Upadł i poturlał się po ziemi.


Po chwili uniósł się ciężko na ręce. Z czoła ciekła mu krew. Potrząsnął głową jakby chciał pozbyć się resztek zamroczenia. Podniósł głowę i rozejrzał się dookoła. Topór leżał parę metrów od niego. Panowała cisza i spokój. Nie było widać nikogo. Krasnolud zerwał się dynamicznie i doskoczył do swojej broni. Chciał ją poderwać, ale w tym momencie zmaterializowała się szponiasta łapa przyciskająca ją do ziemi. Azrak wzrokiem pełnym wściekłości spojrzał w górę. Jego oczom ukazało się coś co przypominało kamienne gargulce siedzące na dachach wysokich domów. Nie miało jednak skrzydeł, było większe, a uśmiech pełen niebezpiecznie ostrych zębów i złośliwie spoglądające czarne oczy, sugerowały, jakąś nienaturalną inteligencję. Potwór był z pewnością bardziej niebezpieczny od swoich kamiennych krewnych.


Azrak napiął mięśnie, ale nie był wstanie wydrzeć topora spod łapy przeciwnika. Dało się słyszeć cichy, syczący śmiech. Krasnolud przymrużył oczy i błyskawicznym ruchem wyszarpnął z cholewy buta krótki nóż. Wbił go bezceremonialnie w kolano potwora. Rozległ się głośny, pełen bólu krzyk, a nacisk na topór zelżał. Azrak tylko na to czekał. Poderwał obiema rękami broń, obalając przeciwnika na ziemię. Błyskawicznie wyskoczył w górę i uniósł topór. Uderzenie! Ohydny zgrzyt. Wściekły, ociekający od szaleństwa ryk Zabójcy... Topór utkwił wbity w twardą ziemię, ale po przeciwniku nie było ani śladu.


- Tchórz!! Walcz ze mną psie, a nie chowaj się w cieniu jak robak! - krzyczał krasnolud rozglądając się jednak uważnie dookoła.


Nagle coś pojawiło się za plecami krasnoluda. Szponiasta łapa szybko i bezszelestnie zmierzała w ich kierunku. Zabójca musiał mieć niesamowicie wyczulone zmysły, bo, choć aż ciężko w to uwierzyć, nie dał się zaskoczyć. Okręcił się wokół własnej osi trzymając w jednej ręce dwuręczny topór. Ostrze zatoczyło szeroki łuk. Pazury potwora rozorały głęboko ramię Zabójcy, ale nie wytrąciły go z równowagi. Rozległ się ogłuszający wizg, a ciepła, czarna krew schlapała wszystko dookoła, nie wyłączając krasnoluda. Na ziemię upadło potworne cielsko rozpłatane na pół. Wiło się jeszcze przez chwilę we własnych wnętrznościach i powiększającej się szybko kałuży śmierdzącej posoki. Azrak podszedł do trupa i wyszarpnął nóż jego z nogi, a następnie ciężkim, podkutym butem stanął na pysku potwora.


- To by było na tyle – powiedział i splunął na nieruchome truchło.

4 komentarze:

bisek pisze...

albo ja mam sprana juz wyobraznie (i za bujna) albo Twoje opowiadanka na mnie "dzialaja"...

pkordys pisze...

Po wstepie, ze to bedzie cos z Warhammera i o krasnoludach to mi sie przypomniala akcja z RPG jak to jeden krasnolud - zabojca gigantow spotkal na lesnej drodze wlasnie takiego jednego giganta i wdal sie z nim w bardzo inteligentny dialog :D

Masay pisze...

ja to też doskonale pamiętam :D:D To chyba Placek wtedy prowadził nie?

Basia pisze...

Tak nawiąże do tego co Bisek napisał:)Albo mam spraną jak Bisek wyobraźnie, albo na mnie też działają! Uznanie dla tego opowiadania, naprawde potrafi ruszyć:) Pozdrawiam!